Galeria


Data: 2.04.2015

Trabant z numerem 257.
Kupiłem go lekko rozbitego od sąsiada, który kichał przejeżdżając przez ruchliwe skrzyżowanie. Uszkodzenia nie były duże cena przyzwoita nawet jak na studencką kieszeń i tak stałem się właścicielem ukochanego trabanta .
Startowałem nim na początku lat 80 w wszystkich możliwych imprezach, których wtedy było naprawdę dużo.
W sezonie co tydzień można było gdzieś pojeździć.
Zaczynałem od rajdów okręgowych w Krakowie, w których startowałem też fiatem 125 i 126. Samochód ten był cały czas poddawany przeróżnym modyfikacją co spowodowało, że nie mogłem go używać do jazdy cywilnej i startować na zawodach.
Zrezygnowałem z rajdów i zająłem się wyścigami płaskimi i górskimi. W międzyczasie uruchomiłem pierwszą w Polsce prywatną hamownie silnikową i zacząłem bardzo mocno przerabiać silnik oraz całego Trabanta.
Pod koniec tego etapu mojego życia auto bardziej przypominało prom kosmiczny niż samochód.
Obniżone zawieszenie, hamulce tarczowe, skrzynia 5 biegowa.
Silnik miał kute tłoki,wał smarowany  osobną pompą olejową, pięciokanałowy układ przepłukiwania, gaźnik BING, elektroniczny układ zapłonowy, regulowany podwójny układ wydechowy, stopień sprężania 13 i wiele innych drobnych modyfikacji.
Wszystko to spowodowało, że silnik z początkowych 23 KM osiągnął moc 65 KM czyli prawie 3 razy tyle co seria.
Niestety trwałość była naprawdę mizerna i przejechanie tą konstrukcją całych zawodów wraz z treningiem było praktycznie niemożliwe. Najczęściej po treningach musiały być remontowany i wtedy była szansa na przejechanie całego 30 minutowego wyścigu . Najlepiej sprawował się w wyścigach górskich gdzie dzięki niewielkiej wadze i wprost genialnemu prowadzeniu wygrywałem z autami wielokrotnie mocniejszymi. W tamtych latach był to zdecydowanie najlepszy trabant w Polsce.

« Lista galerii
Top